Nasza historia

Jak to się stało, że Franek i Nini są częścią naszej rodziny?
Dlaczego ich adoptowaliśmy?
Jak wyglądał proces adopcji?
Jeśli macie ochotę się dowiedzieć, i lubicie czytać (będzie długo!), to zapraszamy do lektury!

* Zdjęcia w tym poście nie są najlepszej jakości, za co przepraszamy. Większość z nich została wykonana telefonem, bez myślenia o walorach artystycznych i ewentualnym przyszłym wykorzystaniu. *

Historia Frania
Franio w dzień adopcji, w moim mieszkaniu. Nie był brudny - po prostu wyglądał mizernie, jak prawie każdy kociak w schronisku.

Zawsze chciałam mieć kota, ale nigdy nie miałam takiej możliwości. Będąc na trzecim roku studiów zamarzyłam o futrzastym przyjacielu, akurat w momencie, w którym znajoma adoptowała ze schroniska swojego Maniusia (pozdrawiamy!). Dowiedziałam się więc, jak to wygląda i co trzeba zrobić, i po telefonie do mojego narzeczonego, właściciela mieszkania i po rozmowie ze współlokatorkami zdecydowałam, że to jest TEN moment. Dwa dni później miałam skompletowaną wyprawkę i jechałam do schroniska, pełna obaw, ale i nadziei. Wciąż nie byłam zdecydowana, czy chcę kocura, czy kotkę, ale po przeczytaniu licznych opinii w internecie i pod namową narzeczonego bardziej przychylałam się ku kocurkowi.
Pani w schronisku zaprowadziła nas do pomieszczenia, w którym były trzy- i czteromiesięczne kociaki. Niektóre chowały się w rogach klatek, inne obserwowały z zaciekawieniem, jeszcze inne ocierały się o szyby... Wybraliśmy tego najbardziej żywiołowego, najodważniejszego pysia, który jako jedyny nie uciekł gdy Pani włożyła rękę do ich "klatki".

Pierwsza noc Frania w nowym domu. Od razu spał w łóżku!

Aby "dostać" kota musieliśmy mieć własny transporter. Pani włożyła do niego kociaka, a następnie podpisaliśmy umowę adopcyjną i poszliśmy do gabinetu schroniskowej Pani weterynarz, która sprawdziła, czy z kociakiem wszystko w porządku, poinformowała nas o przebytych chorobach i dała nam książeczkę zdrowia. Niestety, Gradzik (bo takie miał imię w książeczce) był nieco przeziębiony, ale dostał leki. Adoptując zwierzę z krakowskiego schroniska dostaje się również gwarancję 14-dniowej darmowej opieki weterynaryjnej, co w naszym wypadku było przydatne, bo mimo przeziębienia zdecydowaliśmy się na adopcję. W momencie adopcji złożyliśmy również datek na działalność schroniska, ale nie jest to obowiązkowe, więc nie musicie tego robić. Schronisko zapewnia również darmową kastrację/ sterylizację w odpowiednim wieku, bo jest to obowiązek każdego, kto adoptuje stamtąd zwierzę. Można skorzystać z opcji kastracji u nich, ale my zdecydowaliśmy się zrobić to we własnym zakresie, gdyż do schroniska mamy dość daleko.

Franio był dość mały. W dniu adopcji miał około 3-3,5 miesiąca.

Kociak dostał na imię Franio i bardzo szybko przyzwyczaił się do mnie, jak i do nowego domu, moich współlokatorek i odwiedzającego nas mojego narzeczonego. <3

Historia Nini
Nini w dniu adopcji. Była tak ruchliwa, że to jedyne względnie nierozmazane zdjęcie, które udało mi się zrobić.

Gdy zauważyłam, że Franio jest zbyt zależny do ludzi i bardzo cierpi, gdy nikogo nie ma w domu, zdecydowałam, że gdy tylko będę mieć możliwość, zdecyduję się na dokocenie. Minęło 1,5 roku, wzięłam ślub, przeprowadziliśmy się... I pojawiło się zielone światło! Mieliśmy w końcu warunki, aby Franuś dostał siostrę! Tak, od razu wiedziałam, że chcę kotkę (chociaż gdyby trafił nam się kocur, to bym nie narzekała).

Dostojna Księżniczka Nini kilka dni po adopcji.

Razem z mężem poszliśmy na spotkanie z kocią behawiorystką na temat brania kolejnego kota do domu i socjalizacji, i na tym spotkaniu podjęliśmy decyzję, że to właściwa pora. Była to niedziela. Wracając ze spotkania przejrzeliśmy stronę fundacji Stawiamy na Łapy i już wtedy naszą uwagę zwróciła Nini. Zależało nam, aby nowy kot pasował do Frania przede wszystkim charakterem. Płeć, umaszczenie i wiek grały drugorzędną rolę. Dlatego zdecydowaliśmy się na adopcję z fundacji - mieliśmy możliwość wybrania kota, którego charakter jest znany. Na drugi dzień, w poniedziałek, zadzwoniłam do fundacji i po opisie naszego kocurka Pani zaproponowała nam Nini (przypadek?) i kilka innych kotków. Zdecydowaliśmy z mężem, że Nini pasuje najbardziej spośród wszystkich propozycji, i jeszcze tego samego dnia dostaliśmy kontakt do jej domu tymczasowego, aby umówić się na spotkanie zapoznawcze. W środę pojechaliśmy do Nini i zakochaliśmy się w niej! Po kilkunastu minutach zabawy i rozmowy z dotychczasową opiekunką (pozdrawiamy Karolinę!) zadzwoniliśmy do fundacji, że TAK, jesteśmy zdecydowani. Już kolejnego dnia, czyli w czwartek, przedstawicielka przyjechała do naszego domu aby sprawdzić, czy nasz dom spełnia warunki, jakie fundacja stawia przy adopcji. Głównie chodzi o zabezpieczenia okien, balkonów. W naszym wypadku nie było żadnych problemów. Dostaliśmy do wypełnienia ankietę na temat tego, jak traktujemy koty, co powinny jeść, czy pozwalamy im wychodzić na zewnątrz, jak długo kot zostaje sam w domu, itd. Następnie podpisaliśmy umowę adopcyjną (również zobowiązując się do sterylizacji w odpowiednim wieku) i jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy po Nini! Nasza radość była ogromna!

Nini podczas sesji zdjęciowej na potrzeby bloga :) Już po oswojeniu się z nowym domem i starszym bratem. Jest prześliczną modelką!

Oba koty wniosły do naszego domu ogrom miłości, szczęścia i futra. Adopcja jest wspaniała!

Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat adopcji, dajcie nam znać! Planujemy posty o tym, jak wygląda procedura adopcyjna w schronisku, a jak w fundacji, jak wybrać kota i jakie warunki trzeba spełnić. Jeśli chcecie coś takiego przeczytać, dajcie nam znać w komentarzach!

Buziaki!

Komentarze

  1. Bardzo ładny kotek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że adoptowaliście siostrę dla Frania:)we dwójkę zawsze raźniej , wspólne zabawy i mizianie:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz